Wracając do podsumowań. Jedna z rzeczy, która mnie doprowadziła do mocnego wkurzenia, to kwestia dokumentacji. Otóż CK wymaga oryginałów dokumentów. Problem oczywiście polega na tym, co w momencie, kiedy oryginału dokumentu nie ma, ale jest jeden dokument potwierdzający coś. Rozstanie się z oryginałem jest, rzecz jasna trudne.
Weźmy sobie, dla przykładu, dyplom doktorski, bez odpisów, jeden jedyny papier potwierdzający stopień doktorski. Załóżmy nawet, że dyplom jest po polsku (bo to dopiero zaczyna być zabawa). Otóż zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie można po prostu przesłać kserokopii, dlaczego konieczna jest kopia poświadczona notarialnie (i to niechętnie). Na czym polega problem z zaglądnieciem do bazy Nauka Polska, gdzie dzielnie figurują wszyscy doktorzy, czy też baza Pol-on, w której figurują oni również. Na moje pytanie, po jaką cholerę mamy te bazy danych, usłyszałem, że to jest po to, żeby pani Kasia i pan Tomek mogli sobie do nich zaglądnać i poszperać. Jako podatnik nie mam poczucia, że moje pieniądze zostały dobrze wydane.
Oczywiście rozumiem potrzebę potwierdzenia certyfikacji. Jednak mam wrażenie, że w tego typu postępowaniach iść powinno o potwierdzenie, a nie o potwierdzenie 'w szczególny sposób, który myśmy sobie wymyślili, bo nam się tak podoba’. Przygotowanie wniosku habilitacyjnego jest procesem trudnym i stresującym. Myślę, że procedury powinny żądać tylko tego, co jest niezbędnie potrzebne. Mam wrażenie, że CK raczej utrudnia ten proces, a nie ułatwia.