Pisałem już o niedawnym niepowodzeniu habilitacji dra Migalskiego. Zwrócono mi uwagę na szerszy opis tego, co się stało. Przyznam, że czytałem ten artykuł i ograniało mnie coraz większe zniesmaczenie wobec wszystkich stron konfliktu. Chociażby to, że habilitant krytykuje obecność osoby, którą oskarżył o agenturę (i zasłonił się immunitetem), jednak sam wskazuje radę, w której osoba ta zasiada.
Jednak najbardziej przykuły moją uwagę cytowane przez gazetę, habilitanta i – wedle jego relacji – recenzenta kryteria oceny dorobku kandydata. Gazeta oburza się pytająć, jak to możliwe, żeby autor aż 17 książek nie dostał habilitacji! Recenzent miał napisać, że habilitant wydawał tylko jedną książkę rocznie, a można kilka. Sam habilitant żali się, że przecież był na urlopie.
Czytam to i zastanawiam się, czy gazecie, recenzentowi czy habilitantowi przyszło do głowy zastanowić się nad jakością tych książek. Nawet w politologii nie chodzi chyba tylko o to, ile książek się wydaje, ale również o to, co to za książki! Jeśli jednak nie, to ja mam sugestię. Skoro ważna jest tylko inwentaryzacja, to może można by te książki jeszcze zważyć, albo zmierzyć, grubość sumaryczną podawać w metrach.