Parę dni temu przypomniano na Twitterze sprawę zatrudnienia prof. Hartmanana Uniwersytecie Warszawskim . W tweecie na ten temat wybrzmiewała duma z tego, że Senat UW nie zgodził się na zatrudnienie Hartmana, bo jego dorobek nie licował z tym, czego oczekuje się na tymże uniwersytecie. Postanowiłem to skomentować.
Gdy sprawa pojawiła się w mediach już jakiś czas temu (nie chce mi się szukać doniesień w mediach na ten temat), miałem mieszane uczucia. Teraz moje uczucia się już odmieszały i moje zdanie się wyrobiło. I jest negatywne.
Bardzo mi się nie podoba to, że sprawa zatrudnienia profesora omawiana jest w mediach. Moim zdaniem, to, że prof. Hartman wziął udział w konkursie, złożył podanie o zatrudnienie, jest sprawą Hartmana i uniwersytetu. I publiczne omawianie tej sprawy jest niestosowne. To przejaw braku profesjonalizmu. Przecież ujawnianie takich informacji może doprowadzić do tego, że Hartmanowi trudniej będzie znaleźć pracę, nie mówiąc o tym, że jego sytuacja na uczelni, na której pracuje, mogła się zmienić na niekorzyść. Muszę też powiedzieć, że pełen dumy tweet profesora UW na temat tego, że Hartmana nie zatrudniono najwięcej mówi o autorze tweeta, a nie o filozofie czy UW.
Ale jest jeszcze druga sprawa. Szokuje mnie to, że senat w ogóle się wypowiada na temat zatrudnienia jednego faceta. Co ma do tego senat? Czy senat ma wgląd w potrzeby wydziału/instytutu, czy też jedynie broni honoru i poziomu UW (tak to było przedstawiane)? Na jakiej podstawie senat anuluje ustalenia komisji konkursowej? Jeszcze bardziej szokuje mnie to, że argumentacja przeciw zatrudnieniu Hartmana opierała się na jego niedostatecznym (wg senatu UW) dorobku badawczym. A przecież, do cholery, pracownik uczelni to nie tylko jego dorobek badawczy. A może Hartman jest dobrym wykładowcą? Jest z pewnością postacią barwną, na kontakcie z którą studenci mogą wiele zyskać. Uniwersytety to nie tylko fabryki publikacji. Może warto by o tym pamiętać. Nawet na UW.
Ze łzą w oku przypominam sobie opowieści znajomych z 'Zachodu’, których rekrutacja na profesurę obejmowała jeden czy dwa wykłady dla studentów, którzy poźniej wypowiadali się na temat tego, czy chcieliby chodzić na wykłady kandydata.
Dodam, że nie lubię Hartmana. Nie czytam jego felietonów w 'Polityce’ – irytują mnie. Nie mam zdania na temat jego dorobku, choć wątpię, by filozofowie na UW byli dramatycznie lepsi od niego. Bez względu na to jednak, uważam, że potraktowano go fatalnie. Ja w każdym razie nie chciałbym, by rzeczniczka UW pisała o mnie na Twitterze (nie jestem osobą publiczną, więc szanse na to są nikłe….) i opowiadała światu, że jednak mnie nie zatrudniono.. Moje podanie o pracę powinno być traktowane z poufnością, bo każdy komentarz na jego temat może być gwoździem do mojej akademickiej trumny.
Przezroczystość życia akademickiego jest czymś pożądanym. Jestem zwolennikiem otwartości postępowań awansowych, na początku ten blog był oparty na nich! Ale otwartość musi mieć granice. I podania o zatrudnienie nie powinny być upubliczniane. To kwestia podstaw profesjonalizmu, moim zdaniem. Nie wyobrażam sobie zresztą, by jakiś szanujący się uniwersytet z cywilizowanego świata ogłaszał, że właśnie nie zatrudnił kogoś. Przecież to byłby skandal!
Mam nadzieję, że nigdy więcej nie dowiemy się o tym, kogo jeszcze nie zatrudnił Uniwersytet Warszawski. Może to będzie znacznie lepszy krok ku umiędzynarodowieniu UW niż sterta publikacji za 500+ punktów.