Profesorska habilitacja

Na stronach CK pojawił się wniosek habilitacyjny złożony przez profesora tytularnego. Krótkie przyjrzenie się dorobkowi i miejscu pracy profesora nasuwa podejrzenia, że to nie z nudów czy dla podreperowania ego profesor ów decyduje się na drugą procedurę habilitacyjną. Podejrzewam, że humanistyczna habilitacja profesora przestała się liczyć na wydziale, który stał się wydziałem nauk społecznych.

 

Pisałem już parę razy o idiotyzmie przyporządkowywania dorobku konkretnej dyscyplinie i dziedzinie naukowej. Okazuje się, o czym nie pomyślałem wcześniej, problem staje się dużo poważniejszy, gdy za pomocą rozporządzenia, minister (być może zresztą z poduszczenia części humanistów, którym humanistyczność uwierała strasznie) uznaje za stosowne przekwalifikować dyscypliny i nagle dyscyplina humanistyczna staje się dyscypliną społeczną. Również z dnia na dzień profesorska habilitacja staje się niepotrzebna. A profesor ma problem. A wszystko dlatego, że ktoś gdzieś stwierdził, że to, czego nauka polska potrzebuje najbardziej, to nowy podział dziedzin i dyscyplin. Wyobrażam sobie te dyskusje humanistyczno-ministerialne: uderzmy w naukę światową mocno, wyprzedźmy ją, zaskoczmy naszą przenikliwościa, konkurencyjnością. Świat bez wątpienia oniemiał, wpadł w popłoch: Polacy zmienili klasyfikację dziedzin i dyscyplin! Jak ich teraz dogonić??

 

Szczerze mi żal mi profesora. Na 'dojrzałe’ lata habilitację mu przyszło robić. Mam też nadzieję, że obecny podział na obszary, dziedziny i dyscypliny jest tak dobry, że przynajmniej do mej emerytury nie trzeba będzie go zmieniać.