Przestroga?

Nie chciałem komentować sprawy doktoratu na Wydziale Zarządzania na UW. Za mało habilitacyjny, za bardzo medialno-polityczny, a na dodatek obserwuję spektakl nienadania nadanego doktoratu z dużym niesmakiem. Jednak linka, którą zamieścił trzy.14 pod poprzednim wpisem dopełniła czary goryczy. Oto inżynier elektronik, recenzent feralnej dysertacji, która dość powszechnie uznana jest za niespełniającą kryteriów doktoratowych, wyłuszcza dziennikarce, że nadaje się do recenzowania doktoratu z nauk o zarządzaniu (jak sądzę), bo ma dorobek w naukach społecznych. Logika dziwna, ale to pół biedy.

 

Popatrzyłem na ten dorobek i tu się właśnie ta czara goryczy przelała. Okazuje się, że inżynier elektronik, który zasiadał w niezliczonych gremiach, zespołach i ciałach, postanowił podzielić się (wielokrotnie) doświadczeniami na temat zarządzania uczelnią. Podchodzę do tych  publikacji jako laik, jednak nie potrafię ich potraktować jako dorobek naukowy w żadnej z dziedzin. To być może jest znaczny dorobek z organizacji i zarządzania oświatą wyższą – ale to żadna nauka!

 

I po raz kolejny stoję przed dylematem. Nie wiem bowiem, co bym wybrał. Czy to, że profesor nie wie, że to nie jest dorobek naukowy, czy może to, że ściemnia i jaja sobie robi. Co z tego wynika dla statusu kompetencyjno-nabiałowego recenzji, nie chce mi się już rozważać.

 

Chciałem zakończyć stwierdzeniem, że może cała ta afera będzie przestrogą dla innych recenzentów. Niestety, nie wierzę w to.