Ostatnio więcej pisałem o problemach ogólnych, mniej o sobie. I czas, żeby parę słów powiedzieć o habilitancie2012.
Habilitant jest przede wszystkim w dużym stresie. Wszystko to, co się dzieje za kulisami, a co do mnie dochodzi (z oczywistych względów piszę jedynie o małej części), powoduje duży stres. Moje wyobrażenia, że proces polega na ocenie dorobku, bez 'polityki’, były dramatycznie optymistyczne. Tak nie jest. Przynajmniej w moim wypadku. Moja zbliżająca się ku rozwiązaniu habilitacja okazuje się wywoływać zakulisowe działania. Najśmieszniejsze jest to, że to nie są moje działania. Działają moi przyjaciele, działają moi wrogowie (nagle się pojawili). Do mnie tylko dochodzą urywki, fragmenty, 'przecieki’.
Przez to wszystko habilitant ma poczucie bezsilności. Mogę się jedynie przypatrywać. To, co mnie zadziwia, to właśnie owo zamieszanie wokół mojej habilitacji. Tak, przypuszczałem, że jedna czy dwie osoby mogą mieć jakiś stosunek do tego, co robię. Tu wygląda na to, że moja habilitacja budzi emocje. Czasem mam wrażenie, że tu zupełnie nie chodzi o jakąkolwiek naukę. Tu idzie może nie nawet o przepchnięcie 'swojego’ kandydata, przecież ja nawet nie wiedziałem, że jestem czyjś. Tu chodzi o załatwienie jakiś rzeczy moją habilitacją. Jakich? Nie jestem pewien do końca.
Najgorsze jednak są chyba domysły. Działania ludzi, którzy maja wpływ na proces. Decyzje, które są niezrozumiałe, niejasne, dziwne. Zaczynam się doszukiwać w nich drugiego, trzeciego dna.
Już parę razy napisałem, że się martwię. To martwienie się ma przynajmniej dwa źródła. Z jednej, to moja obawa o następną recenzję. Z drugiej strony to cała nieprzejrzystość procesu. Tak, tak, nieprzejrzystość procesu! Z mojego punktu widzenia postępowanie habilitacyjne żyje swoim własnym życiem, nie maja nań wpływu żadne ustawy czy rozporządzenia.’Możni’ nauki robią, co chcą!
I na koniec. Przysłowie mówi, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nie w nauce. W nauce prawdziwych przyjaciół poznaje sie w postępowaniu habilitacyjnym!