Chcę dzisiaj zwrócić uwagę na dwa niedawne posty na blogach, które czytam.
Pierwszy to post prof. Galasińskiego pod znamiennym tytułem Tam są smoki. Galasiński pisze o Europie wschodniej i swoim doświadczeniu wschodniego Europejczyka w Wielkiej Brytanii. Wydaje się, że nie pisze on niczego nowego, jednak pokazuje, jak szkodliwe są z jednej strony nasze przekonania o 'Zachodzie’, jak i ich przekonania o miejscu gdzie może nie ma smoków, ale są niedźwiedzie polarne. A dzisiejsza romantyzacja Europy wschodniej na zachodniej lewicy jest bardzo podobna do naszych wyobrażeń o zachodzie Europy, gdzie wszyscy się na ulicy uśmiechaja.
To, co mnie uderzyło w tym poście, to jak dalece ja się czuję Wschodnioeuroejczykiem, gdy jadę „na Zachód”. Jest gdzieś we mnie ten wschodnioeuropejski kompleks, o którym wolę tu nie pisać.
I gdy się zastanawiałem nad tym, czy kiedyś zrzucimy nasze wschodnioeuropejskie kompleksy, odpowiedź (negatywną) przyniósł prof. Jaskułowski w swoim komentarzu na temat intensyfikacji pracy naukowej, która zredukowana zostaje do efektu. Publikować trzeba coraz więcej, najlepiej coraz szybciej. Nasza wartość coraz częściej ogranicza się do ostatniej oceny okresowej.
W ostatnich kilku tygodniach napisało do mnie kilka osób z pewnego prywatnego polskiego uniwersytetu. To listy pełne goryczy wobec uczelni, w której coraz bardziej strach pracować. Bo przecież publikować trzeba ciągle i ciągle i ciągle. „Publish or perish” coraz bardziej staje się „Publikuj albo spadaj”, bo przejmujemy coraz bardziej 'amerykańskie’ reguły gry, ani ich do końca nie rozumiejąc, ani nie zastanawiając się nad ich konsekwencjami. Perspektywa Uniwersytetu w Gandawie (tu jeszcze jeden post z blogu lingwisty) wydaje się być z innego świata. Bo przecież my musimy punktować.
Nie ma czasu na namysł, nie ma czasu na czas. Coraz bardziej myślimy w kategoriach publikowalności, jak zauważa Jaskułowski, co z kolei zachęca do pisania bezpiecznego. Już jakiś czas temu napisano do mnie o szablonie artykułu, który wypełniają młodzi badacze skupieni wokół bardzo skutecznego profesora, który nie ma czasu na porady. Przecież lepiej po prostu wstawić trzy zdania tu, dwa tu, a osiem do konkluzji. To nie jest już publikowanie, to jest taśmociąg publikacyjny, znany pod wdzięczną nazwą publikacyjnej sraczki.
Na koniec dodam, że na niedawno na Twitterze pojawił się tweet psychologa, który zrezygnował z pracy. On nie chce już pracować na uniwersytecie. Zastanawiam się, ilu z nas podąży za nim.