Czas na nowy wpis. Ostatnio mam jednak mało czasu, więc w jednym wpisie będą trzy sprawy.
1. Napisała do mnie osoba, której uwalono habilitację. Słusznie czy nie słusznie, nieważne. Podnosi jednak, moim zdaniem, ważną kwestię. Otóż habilitanci nie mają możliwości odpowiedzi na recenzje. Moja korespondentka pisze, że uważa recenzje za nierzetelne, jednak nie ma możliwości reakcji.
Zastanawiam się nad tym i już słyszę argumenty o kolokwium. Jednak nie o kolokwium tu chodzi. Wydaje mi się, że habilitant powinien mieć prawo odpowiedzi pisemnej i ustosunkowania się do recenzji.
2. Tu przychodzi na myśl odpowiedź na recenzje dr. hab. Zybertowicza. Mówiąc szczerze, nie podobała mi się. Nie treść, rzecz jasna, ale sam fakt. Nie widzę sensu takich publicznych dyskusji na temat czyjegoś dorobku. Z drugiej strony, rozumiem Zybertowicza, którego dorobek omówiono w mediach (moim zdaniem, nieużyteczne to za bardzo).
Jeśli chodzi o sprawę, nadal uważam, że sprawa Zybertowicza wyrządziła same szkody nam wszystkim. Po raz kolejny pokazała, że polska nauka nie potrafi się znaleźć. I źle.
Nawiasem mówiąc, mam nadzieję, że prezydium CK nie podejmie decyzji o nadaniu tytułu. To byłaby już kompletna masakra i znak, że w nauce polskiej to media nadają stopnie. I minister.
3. Trzecia sprawa, na którą chce zwrócić uwagę, to, po raz kolejny, publiczne zachowanie pracowników naukowych. Tym razem jednak, co niezwykle ciekawe, idzie o sprawę dr. Nialla McCrae, starszego wykładowcy (czyli po naszemu adiunkta) z zacnego King’s College. Dr McCrae postanowił publicznie zwyzywać aktywistę anty-brexitowego, ktoś to nagrał, sprawa trafiła do przestrzeni publicznej, bo aktywista jest znany. King’s College już zareagował, po chwili okazało się zresztą, że wykładowca nie pierwszy raz jest, nazwijmy to, kontrowersyjny. Smaczku dodaje to, że McCrae wykłada zdrowie psychiczne.
Co zrobi King’s College? Zobaczymy. Ciekawe jednak będzie to, jak zareaguje bardzo dobra uczelnia w kraju, w którym ceni się cywilizowaną debatę. Bez wątpienia okolicznością będzie to, że aktywista, którego wykładowca zwyzywał jest czarny. A sądząc po dyskusji pod tweetem KC, dominuje pogląd, że zachowanie p. McCrae naraziło uczelnię na kompromitację. A za to z kolei można wywalić z pracy.
Zastanawiam się, co ja bym zrobił. Muszę powiedzieć, że bardzo mi się nie podoba wymachiwanie kijem flagi przed nosem aktywisty. O ile zrozumiałbym okrzyki o zdrajcach itd., to jednak ten kij to dla mnie przekroczenie granic dopuszczalnej agresji. I tak, dla mnie jest ważnym kontekstem i to, czego dr McCrae uczy, i to, że jest pielęgniarką (język polski zawodzi tu nas – polski mężczyzna nie może być pielęgniarką). Wydaje mi się, ze pielęgniarce jakoś nie uchodzi grozić spokojnemu człowiekowi kijem (z flagą czy bez niej).
No ale pytanie jest inne: to sack or not to sack, jak by mógł napisać mistrz William. Nie wiem. Ale głosowałbym za wywaleniem. Noblesse oblige.