Katolicki Uniwersytet Lubelski postanowił pochylić się nad decyzją o zdyscyplinowaniu prof. Alfreda Wierzbickiego. Czymżeż to zawinił ksiądz profesor, że uczelnia uważa, iż wypowiedzi Wierzbickiego potraktował jako działania:
szkodzące misji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Kolegium Rektorskie odcina się od tych słów i apeluje, aby nie traktować ich jako stanowiska uniwersytetu?
No, prof. Wierzbicki wstawił się za osobą, według niego, niesłusznie aresztowaną. Celowo nie piszę o tej osobie, zapewne budzącej skrajne emocje i kontrowersje, bo nie o konkretną osobę chodzi. Sam profesor mówi, że chodzi o akt państwa wobec słabszego obywatela.
Ktoś mógłby pomyśleć, że postępowanie prof. Wierzbickiego jest w rzeczywistości wręcz skrajnie chrześcijańskie. Przypomnijmy choćby te ikoniczne słowa ewangelii:
Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili.
Wierzbicki mówi, że się nie zgadza na to i staje w obronie. On poważnie traktuje to, w co wierzy. Tak by się przynajmniej mogło wydawać.
Niestety, katolicki KUL uważa inaczej. Katolicki KUL uważa, że księdza należy zdyscyplinować. Bo, wiecie, rozumiecie, jednak ważne jest to, co to za osoba. Ba, a czy to w ogóle jest osoba? Są bracia (dzisiaj dodamy, że też siostry) najmniejsi równi i równiejsi. I KUL to wie, KUL też wie, kto rozdaje plakietki z odpowiednią oceną człowieka, a nawet jego człowieczeństwa. No i dyscyplinuje.
Pamiętam, jak moi rodzice, podobnie jak tysiące innych ludzi, w czasach 'słusznie minionych’ oddawali część ciężko zarobionych pieniędzy na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Bo on leżał w centrum wolnego świata i oni chcieli tę wolność wesprzeć. Dobrze, że wielu z nich nie może zobaczyć, jaki to uniwersytet i jaką wolność wspierali.
Smutno.