Oto niewinnie wyglądający artykuł na temat nauczania studentów medycyny. W artykule jednak czytamy:
Na etatach Uniwersytetu Rzeszowskiego są pracujący w szpitalach lekarze pełniący obowiązki kierowników klinik (dawnej ordynatorzy oddziałów). – Dla każdego, kto kończył medycynę, zostanie kierownikiem kliniki to nobilitacja, ale do tego trzeba mieć dorobek naukowy. Chcemy zachęcić miejscowych lekarzy, żeby jak najszybciej zrobili habilitację. Dziś to łatwiejsze niż kiedyś, bo mając stopień doktora medycyny, w ciągu trzech-czterech lat jest się w stanie zrobić habilitację – wyjaśnia prof. Snela.
Biorąc pod uwagę, że postępowanie trwa, powiedzmy, około pół roku, na zebranie dorobku delikwent ma trochę ponad 2 lata (zakładając, że świeżo upieczony doktor zaczyna pracę nad habilitacją w dwa dni po obronie). A przecież jeszcze ma etat, klinikę, gabinet prywatny (niejeden). A w międzyczasie w ciągu, niech będzie, 30 miesięcy, zdąża zrobić badania, przetworzyć dane, napisać artykuły, które przechodzą przez proces recenzyjny i opublikować je. Oczywiście zdąża zarówno opublikować 'osiągnięcie’ jak i uzupełnić dorobek sprzed doktoratu.
A może Pan Profesor ma na myśli to, że badania robią się same, artykuły czy książki pisze się szybko, wydaje się je u taty/wujka/kolegi, który jeszcze i z najważniejszymi członkami rady wydziału wódki się napije.
A medycyna rozwija się na potęgę! Sama!