Przeczytałem właśnie recenzje w tym postępowaniu. Ich negatywność zaskoczyła mnie na tyle, że postanowiłem ją skomentować. Szczególnie ostry w ocenach jest drugi recenzent, który zarzuca habilitantowi pseudonaukowość, posługiwanie się pseudonaukową nowomową bez śladu oryginalnej myśli. Autorytet, które cytuje habilitant, miał zaproponować amatorskie koncepcje, które powinny być jak najszybciej zapomniane. Recenzent podsumowuje dorobek habilitanta jako szkodliwy, pseudonaukowy zbiór nieudokumentowanych hipotez. Dwaj pozostali recenzenci zgadzają się z tą oceną, choć nie w tak ostrych słowach (jeden z nich zarzuca habilitantowi nieuczciwość akademicką). Cytowany recenzent posuwa się jednak dalej. Otóż wnioskuje on do CK o kontrolę poziomu działalności naukowej w macierzystej jednostce habilitanta (Uniwersytet Śląski!!), jako że habilitant nie spełnia kryteriów wymaganych od nauczycieli akademickich. I w tym momencie, przyznam, zacząłem zbierać szczękę z podłogi. Ostrość i poziom negatywności recenzji daleko wykracza poza to, co widziałem do tej pory.
Komentarz? Nie mam komentarza chyba. Przeraża mnie to, co przeczytałem. Trudno mi uwierzyć, że trzech recenzentów (wydaje się, że sensownie dobranych) myli się, albo że się uwzięło na biednego habilitanta. Jeśli tak, to postępowanie to pokazuje naukę od strony, której nie znałem i nie chcę znać. Jeśli recenzenci mają rację (nie wiem, nie moja bajka), to jak to możliwe, że 'system’ tego nie wychwycił, toleruje, ba, wspiera na tyle, że habilitacja z tego wychodzi.
Są rzeczy na niebie i na ziemi….