Scrabble

Wracam do podsumowań. Pisałem o tym już chyba kiedyś i chciałbym wrócić do tego. Otóż chyba największym szokiem mojego przewodu habilitacyjnego było uświadomienie sobie, że to, co robię, niespecjalnie pasuje do systemu. Problem w tym, że to, że jestem pomiędzy oznacza, że to jest mój problem, a nie systemu.

 

Chyba największym problemem habilitacji jest w moim odczuciu to, że to habilitant ma się dostosować do systemu. Musisz zacząć udawać, że siedzisz w jednej i tylko jednej dyscyplinie,  autoreferat musisz pisać pod system. Tak żeby było dobrze. Czy mój autoreferat zawiera pełny obraz mojego dorobku? Ależ oczywiście, że nie. Mój autoreferat zawiera obraz dorobku, który będzie zjadliwy dla recenzentów, którzy przecież ustalają przynależność dyscyplinarną. Czy recenzenci się zorientowali? A cholera wie. Może też grali w habilitacyjne scrabble, pisząc recenzje pod planszę, która wyznaczają przepisy.

 

Powiedziałbym tak: być może, warto zostawić procedurę habilitacyjną. Jestem pewien, że warto przemyśleć dyscyplinarność tejże dyscypliny. Warto sobie uświadomić, że Anglosasi mają po prostu PhD (wiem, ze Oxbridge ma inaczej), my koniecznie chcemy określać nawet na poziomie nazwy stopnia: dr n. med, dr n. hum, dr n. tech. Co nam to daje?  No na przykład to, że profesor musi zrobić drugą habilitację, bo ta pierwsza już nie wystarcza – ona się liczy tylko do jednej dziedziny. Po co to komu? Nie mam pojęcia.