Jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomym profesorem (inny wydział, inna dyscyplina, znamy się tylko prywatnie). Jak zwykle serdecznie porozmawialiśmy, niestety kolega rozmowę zepsuł wynurzeniem. Powiedział mi, że musi napisać recenzję awansową i ma problem, bo recenzja jest dla kolegi. I to dopiero pól biedy, cała bieda z tym, że kolega za żadne skarby nie zasługiwał na pozytywne zakończenie postępowania. No, ale przecież trudno koledze świnię podłożyć. No to co zrobisz, zapytałem kolegę profesora. No, a co mam zrobić, odparł profesor rozkładając ręce, podczas gdy jego twarz wyrażała przeżywany ból i cierpienie. Profesor dodał, że napisze recenzję pozytywną, choć nieentuzjastyczną. Ja z kolei pokiwałem głową ze zrozumieniem i się rozstaliśmy.
Po rozstaniu zrobiło mi się smutno, ale powód smutku mnie zaskoczył. Mi się kolegi profesora żal zrobiło! On szczerze myślał, że nie ma wyjścia i skoro już na niego padło, to te nieszczęsną recenzję napisać musi. Po raz pierwszy zetknąłem się z taką sytuacją. Kolega mi wprost powiedział, że napisze nierzetelną recenzję, bo musi, bo przecież koledze nie pisze się negatywnej recenzji. Bardzo szybko wyleciały przez okno dumne i szumne słowa o etyce itd.
Mam tylko nadzieję, że mi starczy siły i odwagi, żeby odmówić. A jak odmówię, to że będą tacy, którzy to zrozumieją.