Śmiech przez łzy?

Jakiś czas temu rozmawiałem o pewnej habilitacji, która padła po dwu negatywnych recenzjach (trzecia była kurtuazyjna). Właściwie nic ciekawego, poza tym, że okazało się, że habilitant zdecydował (po namowach innych), że warto wszcząć postępowanie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nie dość, że nie ma wrogów, to na dodatek jest sympatyczny i ogólnie lubiany, po drugie dlatego, że kiedyś (dość już dawno) współpracował w pewnym znanym profesorem. Habilitacja jednak padła. I właściwie nie wiadomo teraz, czy padła dlatego, że habilitant miał słaby dorobek (a miał), czy może dlatego, że nie jest aż tak powszechnie lubiany i sympatyczny. A może wreszcie dlatego, że profesor współpracujący nie szepnął nikomu słówka czy dwóch.

 

Słuchałem tych wywodów, ciagniętych najzupełniej poważnie i nie wiedziałem, czy się śmiać czy jednak zapłakać.