Na forum króciutka wymiana na temat oceny w postępowaniach habilitacyjnych. O ile rozumiem, z jednej strony jest pogląd, że kryteria należy zaostrzać czy przynajmniej stosować bezwzględnie. Z drugiej strony jest pogląd, że należy brać pod uwagę warunki pracy, głupiego szefa itd.
Skłaniam się ku pierwszemu poglądowi. A to dlatego, że ten drugi pogląd można by rozciągnąć na wiele innych uwarunkowań. Niepełnosprawnośc, wypadki losowe, choroba, zarówo swoje jak i bliskich. Jeśli głupi szef jest okolicznością łagodzącą oceny i kryteria, to tym bardziej chore dziecko powinno być taką okolicznością.
Jakkolkwiek to okrutne – recenzent powinien oceniać wkład w rozwój dyscypliny, a nie warunki, w jakich ten wkład został dokonany. Tak, jednemu było łatwiej, drugiemu trudniej. Ale tak było już w szkole podstawowej. Jeden mieszkał w Krakowie, miał tatę profesora, poteżną biblioteczkę w domu i wycieczki do muzeów z opowieściami, dlaczego ten Podkowiński wpadł w szał. Drugi mieszkał na wsi bez muzeum, miał tatę alkoholika, który nie był nigdy w muzeum i jedyny szał, jaki był mu znany to ten, gdy zupa była za słona. Ten drugi ma pod górkę, niestety, jednak nie dajemy mu matury za te górkę.