Kilkoro moich znajomych albo sie przygotowuje, albo właśnie złożyło wnioski habilitacyjne. Za każdym razem uderza mnie powtórka z moich własnych doświadczeń. Zaczyna się od tego, że wszyscy usiłują stwierdzić, czy ich osiągnięcie i dorobek wystarczają, by się habilitować (pytano mnie o to już kilka razy). Co ciekawe, nawet ci, którzy mają doroek lepszy niz najlepsi na stronach CK, nie przestają się obawiać. A to dlatego, że wszyscy boją się samego procesu (o opóźnieniach prawie się nie myśli), a przede wszystkim wyboru kompetentnych recenzentów. Potem zaczyna się strach przed recenzentami. Nie przed oceną, ale przed recenzentami i ich widzimisię. Habilitanci dobrze zdają sobie sprawę z tego, że recenzenci mogą napisać, co im tylko się podoba, bez najmniejszych przeszkód czy obaw o konsekwencje.
Postępowanie habilitacyjne postrzegane jest jako sąd kapturowy, w którym sędziowie mogą właściwie wszystko, a habilitant musi wszystko przyjmować z pokorą, uśmiechem i pieśnią na ustach. Paradoksalnie, zostało to spowodowane jawnością autoreferatów i recenzji. To one uświadamiają, jak bardzo recenzencka łaska na pstrym koniu jeżdzi.
Za każdym razem, gdy rozmawiam z jakimś nowym habilitantem (jestem przecież już proszony o porady), uświadamiam sobie, jak wiele zmieniło się w moim życiu. Bo pozornie nie zmieniło się nic, jednak JA JUŻ NIE MUSZĘ SIĘ HABILITOWAĆ!