Paragraf na habilitanta

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz prof. Wroński wziął w obronę osobę oskarżoną o plagiat, a tak właśnie robił w swoim ostatnim artykule. Bardzo się cieszę, że tak właśnie się stało, bo  sytuacja, którą opisuje Wroński, wkurzyła. Oto fragment tekstu:

 

Prof. Gajda napisał, że „sformułowania używane przez autora monografii wywołują u czytelnika wrażenie, że jest on jedynym autorem prezentowanych wyników badań”, bowiem pisał on w pierwszej osobie, natomiast wyniki, które przedstawia, pochodzą z prac wieloautorskich.



Wyjątkowo dużo złej woli trzeba mieć, żeby stwierdzić, że autor, który cytuje swoje teksty, a do których recenzent ma dostęp, chce oszukać recenzenta i wywołać wrażenia samodzielnych badań. Marek Wroński komentuje:

 

Komentując tę opinię muszę stwierdzić, że jest ona krzywdząca dla habilitanta, gdyż z punktu widzenia prawa autorskiego miał on prawo powołać się na prace, których był współautorem. To nie jest naruszenie prawa autorskiego, czyli to nie jest plagiat. Do wszystkich „przejętych” danych, o których habilitant pisał: „wykonałem”, „zrobiłem”, „prezentuję” itp. są odnośniki bibliograficzne. Zgodzić się można z tym, że opisując wyniki dr Antończak powinien rzadziej operować opisem w pierwszej osobie, ale taka niekiedy jest maniera młodych naukowców. Dla czytelników monografii i recenzentów było jasne, że referuje on wyniki i odnosi się do swoich prac wieloautorskich.

 

Teraz mój komentarz. Odnoszę wrażenie, że ktoś bardzo chciał zrobić kuku habilitantowi. I skoro nie dało się inaczej, to sie przyczepiono do osoby, w której pisze habilitant. Bo jakiś kij się zawsze znajdzie.

 

Jest powiedzienie z tzw. czasów minionych: „Dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie”. Wikipedia twierdzi, że maksyma przypisywana jest prokuratorowi z czasów stalinowskich, Andriejowi Wyszyńskiemu. A ja się czasem zastanawiam, czy nie jest to powiedzenie z polskich uniwersytetów i instytutów. Jak nie autoplagiat, to przynależność dyscyplinarna, jak nie przynależność, to zawsze jeszcze można się twierdzić, że cykl jednotematyczny nie jest wystarczająco jednotematyczny. A jak to zawiedzie, to przecież można się jeszcze powątpiewać, że habilitant nie miał w głowie planu cyklu, gdy publikował pierwszy artykuł. Dajcie habilitanta, a paragraf się zawsze znajdzie.



Do naszego instrumentarium przypierzania się niedługo dojdzie kolokwium habilitacyjne w nowej odsłonie. Hulaj dusza, Boga nie ma.

 

Święte oburzenie?

Oto uchwała o nienadaniu stopnia habilitantce. Rada postanowiła odmówić habilitacji pomimo trzech pozytywnych recenzji, ponieważ sekretarz komisji ustalił, że publikacje habilitantki zawierają liczne autoplagiaty. Można by oczywiście spytać, gdzie byli recenzenci, którzy nie zauważyli autoplagiatów, można by też się zastanawiać, co ma do habilitantki sekretarz, że mu sie chciało zadać sobie tyle trudu. Można się też zastanawiać nad mizerią czasopism i wydawnictw habilitantki, skoro publikują to, co już habilitantka opublikowała.

 

Chociaż nie znam skali problemu, ja zacząłem się jednak zastanawiać, czy autoplagiat automatycznie wyklucza możliwość znacznego wpływu na rozwój dyscypliny, a to o ten wpływ pytamy recenzentów. Przecież to, że habilitantka publikuje coś dwa razy, nie znaczy, że to coś przestaje być doniosłe. Nie twierdzę tu, rzecz jasna, że habilitantka pisze rzeczy doniosłe  – nie mam zdania (jednak nikt nigdy nie zacytował prac habilitantki). 

 

Uzasadnienie odmowy nadania stopnia wskazuje 'liczne autoplagiaty’ jako powód negatywnej decyzji. No, ale dlaczego? Z jakiego powodu autoplagiaty są podstawą do odmówienia stopnia? Z pewnością nie jest to przykład najlepszych praktyk profesjonalnych, ale nie jest to przecież, jak wielokrotnie wskazywał podworkowy, postępowanie, które jest nieuczciwością nawet zbliźone do plagiatu. Czy zatem chodzi o to, że habilitantka nie wykazała się wystarczającą akytwnością? Publikowanie w kółko tego samego mogłoby o tym świadczyć. A może o to, że zabrakło jej pomysłów? Czy może jednak chodzi o przekonanie, że habilitant powinien być poza podejrzeniem?