Od jakiegoś czasu o tym myślę, a po ostatniej krótkiej dyskusji na forum, postanowiłem się tym podzielić. Otóż idzie mi o fundamentalne pytanie: co ocenia recenzent. Widzę bowiem problem.
Z jednej bowiem strony, recenzenci wypowiadają się (a habilitanci pisza o tym w autoreferatach) na temat poszczególnych publikacji (czy badań), z drugiej strony oceniają (czy mają oceniać) 'aktywność’ habilitanta. To niespójne. I to nie tylko dlatego, że publikacje zostały już opublikowane i nie ma większego sensu je recenzować. Wg mnie problem jest głębszy.
Otóż niespójność polega na tym, że część dorobku rozpatrywana jest na podstawie swej, by tak rzec, zawartości, a część na podstawie, powiedzmy, obecności. I tak to rozprawa habilitacyjna (po dzisiejszemu: osiągnięcie) analizowana jest podług sensowności argumentacji, jakości badań, ich metodologii czy procedur, znaczącości wyników. Z drugiej strony, już udział w konferencjach, aktywność dydaktyczna czy organizacyjna tak rozpatrywana nie jest. Nikt przecież się nie zastanawia, czy habilitant jest dobrym szefem czy nauczycielem. Nikt się nie zastanawia, czy habilitant jest aktywnym członkiem organizacji, do których należy, czy napisał sensowne recenzje magisterskie, a jego magistranci rozwinęli swe badawcze skrzydła pod jego pieczą. We wszystkich tych przypadkach recenzenci doceniają jedynie pewne fakty, doceniają aktywność.
Oczywiście, po części probem polega na tym, że w polskiej nauce dopiero od stosunkowo niedawna zaczęliśmy się zastanawiać nad aspektami bibliometrycznymi naszych publikacji, od niedawna mamy sensowny dostęp do literatury międzynarodowej. Ocena rozprawy zatem mogła być widziana jako poziom zabezpieczający jej jakość. Dziś jednak, przy zwiększonej presji (również ustawowo) publikowania w porządnych czasopismach, wydaje się, że ten element oceny jest redundantny. Ktoś, kto publikuje w porządnych czasopismach (można by rzec: o znaczącym profilu bibliometrycznym, czy nawet punktacji ministerialnej), przechodzi przez porządne recenzje. Recenzent habilitacyjny najprawdopodobniej niewiele wniesie. Pomijam sytuacje, w których recenzent nie ma takiego dorobku jako żenujące.
Z drugiej strony jednak, jeśli recenzent zachwyca się tym, że habilitant publikuje w czasopismach ogólnopolskich, to może rzeczywiście warto zostawić ocene jakości dorobku. Tyle że ja nie jestem pewien, czy ufam temu recenentowi. Same złośliwości się mi cisną tu na klawiaturę….
Jestem zwolennikiem habilitacji. Zawsze byłem. Coraz więcej widzę w niej problemów jednak. Może kiedyś ktoś zwróci na nie uwagę.