No to dzisiaj wpis (być może) mniej kontrowersyjny, choć również oparty na liście, który dostałem. A dostałem o list o opóźnieniach. Długi wywód, a właściwie to wyżalenie się, na temat opóźniającej się procedury. W liście czytam:
ja nie traktuję tego personalnie, tylko że przez taki stosunek go proceudur terminowości mam poczuie, że ktoś mi odbiera znaczenie tej procedury. Że ona dla mnie staje sie mało ważna, bo z każdym miesiącem okazuje się, że komisja nie podchodzi do niej poważnie (w pewnym sensie oczywiście).
Oprócz tego czytałem o recenzentach, których recenzje opóźnine były o kilka miesięcy, jednak nikt nie kwinął palcem w bucie.
Wielokrotnie pisałem na temat tego, że terminowość procedury jest kluczową jej częścią. Nie można opóźniać postępowania tak ważnego dla życia zawodowego (i nie tylko) habilitanta. To nieetyczne i nieprofesjonalne. A jednak nie przypominam sobie postępowania, które by przebiegło terminowo. Co więcej, prof. Śliwerski wielokrotnie twierdził, że ustawowe terminy to tylko wskazówka, której nie trzeba się trzymać. Habilitant-petent może czekać. A przecież wymóg terminowości postępowania wydaje się najprostszy do zrealizowania. Przecież starczy przypomnieć recenzentowi. Okazuje się, że tak nie jest. Dlaczego? Bo można.
Uprzedzając ewentualne kontrargumenty, nie uważam, by teminy recenzji były szczególnie trudne do utrzymania, nawet przy wielu obowiązkach recenzenta (i recenzenckich). Skoro recenzent podejmuje się recenzji, musi wykonać ją w stosownym czasie. I może po prostu zamiast o dodatkowej kasie, należy zacząć myśleć o terminowym wywiązywaniu się ze swoich zobowiązań.