Dzisiejszy wpis jest o postępowaniu, na które ponownie zwrócono mi uwagę mi na Twitterze (coraz pożyteczniejszy staje się Twitter, a już rozważałem wycofanie się). Zwrócono uwagę w szczególnie na recenzję nr 2 w postępowaniu, autorstwa prof. Natalii Letki-Garner. I rzeczywiście, czytając tę recenzję, miałem wrażenie, że mam do czynienia z bardzo profesjonalną, wyważoną i doskonale uargumentowaną oceną dorobku habilitantki. To recenzja bez ozdobników, bez zadęcia, po prostu waląca prosto z mostu:
Recenzja dorobku [habilitantki] była trudna do napisania, ponieważ nie ma w nim interesujących tez, z którymi mozna by polemizować, nowatorskich metod, które można by chwalić…., nie ma też istotnych konkluzji, które można by podkreślać.
a dalej
ksiązka…jest napisana tak złym angielskim, że trudno zrozumieć, o co w niej chodzi.
Zachęcam do przeczytania całej recenzji nie dlatego, że jest tak negatywna, ale właśnie dlatego, że w swym negatywizmie jest niezwykle rzeczowa. To dokładne przeciwieństwo wszystkich recenzji kurtuazyjnych, nierzetelnych, czy negatywnych z pozytywną konkluzją. Warto dodać, że tezy zawarte w tej recenzji powtarzane są w równie negatywnej recenzji 3.
Po tej rzadkiej na tym blogu laurce, zakończę ten wpis cytatem z recenzji nr 1:
Habilitantka jest osobą bardzo aktywna i przedsiębiorczą, co sama podkreśla w Autoreferacie.
I w tym momencie dojrzałem już do wprowadzenia pojęcia 'recenzji parafrazującej’. Po raz kolejny czytam recenzję, która nie tyle recenzuje dorobek habilitanta, ale jego/jej stwierdzenia w autoreferacie. Mnie by się wydawało, że recenzent jest nie od tego, by przepisywać autoreferat, ale ocenić dorobek habilitanta i dokonać krytycznej refleksji nad autoreferatem. W przecwinym razie recenzja staje się parafrazą słów habilitanta, a to chyba jednak nie o to chodzi.
Na koniec dodam, że na Twitterze przeczytałem również, że habilitantka podejmuje kroki prawne przeciwko drugiej recezentce. Moim zdaniem, jest to skandal i mam nadzieję, że 'są jeszcze sądy w Warszawie’, które prof. Letki-Garner podziękują za rzetelność. Choć coś mi się zdaje, idąc tropem wczorajszej wypowiedzi trzy.14, że wielu recenzji habilitacyjnych do napisania już nie dostanie.
Uzupełnienie z 2 kwietnia. Rzeczywiście wobec recenzentki podjęto kroki prawne. Widziałem list do niej, a także odpowiedź, jednak zostałem poproszony o to, by nie komentować treści obu pism. Dodam również, że rada wydziału nie umorzyła postępowania już po nienadaniu stopnia. Sprawą zainteresował się też prof. Wroński, co mnie bardzo cieszy. Ta sprawa powinna zostać nagłośniona.
Dodam jeszcze komentarz ogólny. Uważam, że groźby wytoczenia procesu o zniesławienie wobec recenzentów negatywnie oceniających dorobek są żałosne. Każdy, kto składa wniosek habilitacyjny, musi się liczyć z negatywną oceną. I jeśli recenzja jest rzetelna, taką ocenę należy przyjąć, najlepiej z pokorą. Powinniśmy 'wszyscy’ przeciwstwiać się takim praktykom (o ile pamiętam nie jest to pierwsza taka próba).
Jednak jest druga strona medalu. Gdyby wszystkie recenzje habilitacyjne były rzetelne, gdybyśmy wszyscy wierzyli w uczciwość procesu, groźby procesu o zniesławienie zostałyby przyjęte wybuchem śmiechu. Niestety, tak nie jest. Nierzetelność w postępowaniach habilitacyjnych ma się dobrze i 'środowisko’ ją toleruje. A to z kolei powoduje, że na groźby wobec rzetelnej recenzentki nie reagujemy. No przecież 'kto wie, co tam się zdarzyło’. Omawiane postępowanie habilitacyjne pokazuje moim zdaniem, że nierzetelność może wyprzeć rzetelność. I jeszcze trochę i rzetelnych recenzji negatywnych nie będzie się opłacało pisać.