Krok w bok

Oto artykuł, którego autor proponuje postawienie 'małego kroku ku normalności’. Autor wychodzi od przesłanki, że nie sposób precyzyjnie określić udziału procentowego poszczególnych autorów i wskazuje, że liczby podawane w dokumentacji habilitacyjnej często brane są z sufitu. Proponuje więc, by procentowy udział autorów artykułu zawsze określać tak samo. A zatem, by wklad w napisanie publikacji był zawsze wynikiem dzielenia 100 proc. przez liczbę autorów. Udział W napisanie publikacji autora, który ma dwóch wspólautorów zawsze będzie określany jako 1/3. W ten sposób, mówi autor, pójdziemy ku normalnosci, szczególnie jeśli zrozumieją to fizycy.

 

Artykuł to ciekawy przykład rozumowania, które oparte jest na prawdziwej przesłance, jednak dochodzi do fałszywych wniosków. Nie jestem pewien też, dokąd idzie autor, mi z nim nie po drodze, bo pomysł z normalnością nie ma nic wspólnego. Tak, rzeczywiście, określanie procentowego udziału w napisanie artykułu to fikcja. Niektórzy moi współautorzy wspomagali mnie podając jak najniższy udział procentowy w napisane wspólnie artykuły, robiłem to również ja wobec habilitujących się współautorów. Kompletna fikcja. Jednak autor artykułu w Pauzie proponuje zastąpienie tej fikcji inną fikcją.

 

Równanie udziału procentowego wszystkich współautorów jest równie nonsensowne, jak określanie jego zróżnicowania. Nie wiem, jak autor, jednak mam publikacje, których motorem i wykonawcą byłem przede wszystkim ja, a współautorzy byli czasem mniej, czasem bardziej ważnym ale tylko dodatkiem.  Propozycja zrównania wysiłku, który jest większy niż wysiłek wszystkich innych współautorów razem wziętych, jest nonsensem, a na dodatek niesprawiedliwością. To już wolę sufitologię habilitacyjną, bo przynajmniej pozwala na oddanie tego, że ja się napracowałem najbardziej.

 

Jedynym krokiem ku normalności byłoby oczywiście zniesienie tych idiotycznych udziałów procentowych! Skoro już muszą być oświadczenia o wkładzie, to powinny być opisowe – zrobiłem to, to, to i to, podobnie jak w wielu międzynarodowych czasopismach. Skoro już muszą być oświadczenia wszystkich współautorów (to jest dopiero głupota!), to starczyłoby, gdbyby współautorzy akceptowali opis mojego udziału. To naprawdę jest bardzo proste i wydawałoby się, że inżynier budownictwa wodnego móglby to zrozumieć.

 

Księgowość kreatywna

Oto postępowanie dość znacznie wyróżniające się na tle większości pozostałych przewodów humanistycznych. W przeciweństwie do habilitantów w dziedzinie, ta habilitantka przedstawia długą serię pubikacji międzynarodowych. Jednak ja nie o tym tutaj. Otóż przy jednej z publikacji we współautorstwie z dwoma autorami, habilitantka podaje, że jej wkład wynosi 33 procent, dodając, że polegał na

 

koncepcji badań, szczegółowym projekcie eksperymentu, częśćiowej realizacji badań, analizie akustycznej i statystycznej i pisaniu rozdziału 4. 

 

Myślę o tym i myślę i nie chce mi wyjść te 33 procent….Umiem jednak policzyć autorów.

 

dokumenty – PS

Na forum, kramka podnosi kwestię oryginałów oświadczeń o udziale. Prawie zapomniałem o tym absurdzie. Po jaką cholerę oryginały?! Jeśli już muszą być takie oświadczenia (co jest wątpliwe), czemu nie wystarczy email?

 

Co do komentarza pisiarza, którego nie ma w bazie Nauka Polska, nie widzę problemu. Przesyłasz xero dyplomu, podobnie z dyplomami z zagranicy – przesyłasz xero. Jeśli CK, czy może recenzenci, może komisja, mają jakieś zastrzeżenia  co do kopii, to mogą poprosić o dodatkowe informacje. Ponownie, rozumiem potrzebę autoryzacji dokumentów, jednak powinna następować jedynie wtedy, gdy są uzasadnione podejrzenia, że jest problem.

 

Mam wrażenie, że dokumentacja, której oczekuje CK, jest dokumentacją 'na wszelki wypadek’. Co prawda nikomu nie jest potrzebna, ale 'może się przydać’. Nie ma żadnego sensu żądać informacji, które CK już ma – tak jest w wypadku stopni naukowych uzyskanych w Polsce. Równie przecież dobrze można by było żądać potwierdzenia posiadania numeru PESEL.  Brak zaufania państwa, w tym wypadku CK, wobec obywateli jest wg mnie problemem państwa, a nie obywatela. I jeśli CK mi nie ufa, niech pisze do moich współautorów, czy rzeczywiście mają taki wkład w nasze teksty, jak podałem.

Paszcza

Przygotowuję do rozesłania formularze o współautorstwie. Postanowiłem za współautorów napisać, jaki był ich wkład, prosząc ich jedynie o podpisanie formularza, oczywiście dla porządku dając opcję jego zmiany. Sam wolałbym coś takiego właśnie dostać – prościej, sprawniej, łatwiej. Takie podejście pokazuje zresztą 'fasadowość’ procedury. Jakoś wątpię, że będę musiał negocjować 'naturę’ mojego wkładu. Nie przewiduję też wielkich problemów z jego liczbową reprezentacją.

 

I, co kluczowe, liczbowa reprezentacja wkładu ma się nijak do tego, jaki ten wkład był 'naprawdę’. Przecież to jest praktycznie niemożliwe do ustalenia. Jak zestawić ze sobą projektowanie badań, ich pomysł, pisanie artykułu, zbieranie danych, ich analizę. Przecież czasowo i intelektualnie te zajęcia są nieporównywalne. Ów 'udział procentowy’ jest kompletną fikcją wymyśloną dla potrzeb CK i recenzenta, który na dodatek może z tego jakieś wnioski wyciągać.

 

Już tu pisałem o informatywności sufitu, niesłusznie. Tu raczej idzie o to, żeby wynegocjować wizję rzeczywistości, która odpowiada współautorom (szczególnie tym, którzy będą wykorzystywać publikacje w postępowaniach habilitacyjnych) i zamknie instytucjonalną paszczę Centralnej Komisji.

 

 

O informatywności sufitu

We wpisie, w którym pogwizdywałem (Fiu, fiu, fiu) napisałem o formularzu 'dorobkowym’. a to dlatego, że poza autoreferatem, który znów popchnę w tym tygodniu, czeka mnie ten nieszczęsny dokument, w którym muszę wyszczególnić cały swój dorobek, z dokładnym oznaczeniem swego wkładu w każdy tekst. Przeraża mnie to, mówiac szczerze. I to nie dlatego, że wymaga on szczególnie skomplikowanych informacji. Wręcz przeciwnie. Wymaga przede wszystkim durnego siedzenia i kopiowania mojego CV do nowego dokumentu i  zajmie mi to całe dnie. Na dodatek wymaga doskonałości w czytaniu sufitu, tudzież z fusów lub kart. Bowiem to właśnie z takich źródeł informacji będę brał wartości mego procentowego udziału w publikacjach.

 

Nie mam zielonego pojęcia, jak procentowo oddać wkład w 'powstanie pracy’. Czy idzie o czas spędzony? Ale na badania czy na pisanie, na zbieranie literatury, na analizy? A może o pomysł, a może o dyskusje i ilość wygranych argumentacji?

 

Niech jednak  i bedzie tak, że da się sensownie ustalić wkład procentowy. To ja pytam: co za różnica, jaki procent stanowi mój wkład, do ciężkiej cholery!! Może te 10 procent było tym wkładem, który pozwolił na publikacje tekstu!! Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć, że więcej wcale nie znaczy lepiej i na odwrót? Jednak  w sposób dla mie oczywisty należy podać jak najwyższe wartości! Czy wyobrażamy sobie habilitanta z jedynie 10-20 proc. wkładem w publikacje?

 

A na dodatek ta piramidalna strata czasu! Co za kompletny absurd!