Uniwersytet Warszawski nie ma ostatnio dobrej prasy. Niestety, najnowszy cios swojej uczelni zadał jej nowy rektor. Oto doniesiono, że rada uczelni pozwoliła rektorowi kontynuować pracę w radach nadzorczych, konsultacjach i ogólnie być 'blisko biznesu’, jak się powiedział rektor Nowak. Jak dla mnie to to trochę za blisko.
Po pierwsze uważam, że miesięczne wynagrodzenie rektora w wysokości 36 tysięcy nie jest wygórowane. Powiedziałbym nawet, że gdyby było i ze dwa razy wyższe, uważałbym je za stosowne. Rektor UW zarządza prestiżową instytucją o wielomilionowym budżecie, której losy powinny interesować przeciętnie wykształconego podatnika. Jednak uważam również, że z tego powodu Pan Rektor powinien całą swą uwagę poświęcić właśnie zarządzaniu tąże uczelnią. Wyobrażałem sobie również, ze rektor UW po prostu nie ma czasu na inne zajęcia spędzając w pracy przynajmniej kilkanaście godzin dziennie.
No ale, ktoś powie, rektor ukończył kurs zarządzania czasem, ma doskonałych zastępców i innych funkcjonariuszy, którym może przekazywać wiele swych obowiązków, skupiając się na strategii. Argument nie jest głupi, jednak jestem na niego gotowy.
Powiem wprost. Otóż uważam, że to żenujące, gdy rektor najlepszej polskiej uczelni, dorabia na boku. Co prawda, nie na zmywaku, stacji benzynowej czy podając piwo, jednak, tak po prostu, ma boki. Rektor który prosi o to, by mógł sporządzać opinie i recenzje, wskazuje moim zdaniem, że jego priorytety są zaskakująco nie tam, gdzie powinny być. Obawy te zresztą zgłosiła również rada uczelni, dając małego prztyczka w rektorski nos.
Chciałbym przy tym zaznaczyć, że ani nie sugeruję, ani nie implikuję, że rektor Nowak robi coś niezgodnego z prawem (jego duchem czy literą). Wbrew przeciwnie, wszystko jest cacy. Ja jedynie twierdzę, że to kurde nie wypada.
Rozumiem oczywiście, że nieobca nam wszystkim jest chęć zarabiania więcej, wszak wszyscy mamy zobowiązania finansowe, z których chcemy się swobodnie wywiązywać. Jednak podjęcie stanowiska rektora niesie i musi nieść pewne konsekwencje. I jedną z tych konsekwencji musi być, moim zdaniem, koniec dorabiania. W zamian dostajemy wielką władzę i możliwość przejścia do historii. Nie życzę rektorowi Nowakowi źle, jednak obecnie ma szansę przejść do historii uczelni jako rektor, co dorabiał. Nie wiem, czy jest czego gratulować.
Ale….nie samą władzą człowiek żyje. Mam więc pewną sugestię. Otóż rozumiejąc dylemat finansowo-rektorski, apeluję do UW, by podniosła rektorską pensję tak, by on nie chciał/nie musiał już dorabiać. Przestańmy myśleć o tym, że jesteśmy na uczelni wypełniać misję. Każdy z nas, gdy przestaną nam płacić, przestanie przychodzić do pracy. Rolą pracodawcy jest to, by zmotywować pracownika, w tym rektora, do wytężonej pracy. Proponowałbym nawet, by skalibrować tę pensję na poziomie szefa firmy o podobnym budżecie. Tak, byłyby to duże pieniądze.
Warto jednak pamiętać, że rektor uczelni brytyjskiej zarabia średnio ze 30 tysięcy funtów miesięcznie. To też oznacza, że zarabia ok 13-krotnie więcej niż brytyjska mediana. Najlepiej zarabiająca rektor w UK (Imperial College) bierze otrzymuje 45 tysięcy funtów miesięcznie (220 tysięcy PLN), co daje nam ok 18 razy więcej niż mediana. Nasz biedny rektor Nowak zarabia ledwie 9 razy więcej niż mediana ( a ma 4 razy więcej studentów niż Imperial, wiem, wiem…).
Z tego zresztą wynika, moim zdaniem, ciekawy problem profesjonalizacji stanowiska rektora. Czy rzeczywiście rektorzy powinni być kadencyjni i wybierani? Czy nie lepiej byłoby zatrzymać doskonałego rektora, płacąc mu sowicie, jeśli uczelnia pod jego zarządem rozwija się? Ale to inna historia.