This is Sparta!

Dla „habilitantki” wszystko zaczęło się od dylematu, którego ja nie miałem. Cykl czy monografia? Cykl to pytania o to, czy jest zamierzony, czy wystarczająco jednotematyczny, w wystarczająco dobrych czasopismach. Decyzja o napisaniu książki wszystkie te problemy usuwa. I nawet jeśli rozdziały są od Sasa do lasa, to książka, choćby przez swą materialność, jest zwarta i  jednotematyczna. No i dochodzi jeszcze tautologia: Książka to przecież książka. Krótkie konsultacje, które podjęła habilitantka, wskazały, że nadal są recenzenci, którzy uważają, że habilitant bez książki jest jakiś ułomny, po co więc podejmować ryzyko. Habilitantka siadła i napisała książkę.

 

Co jest w tym najśmieszniejsze? No to, że książka jest opcją znacznie łatwiejszą. Nie ma tych niekończących się poprawek czy odrzuceń. Książka to dwóch recenzentów, na których wybór habilitantka ma zresztą pewien wpływ. Zmuszając habilitantkę do pisania książki, rzecz jasna, w trosce o poziom nauki, recenzenci poziom ten obniżają. Habilitantka zresztą dość szybko sobie uświadomiła, że nie chodzi w tym procesie o żaden dorobek, ale o to, żeby dostać habilitację. A skoro do habilitacji jest potrzebna książka, to ona tę książkę napisała.

 

Chciałem tu napisać o paradoksie – zmuszanie do łatwej opcji, by dostać certyfikat znacznego wpływu. Ale to nie jest żaden paradoks. To jest habilitacja!