Walka o tytanki

Pomyślałem sobie, że włączę się w medialną debatę na temat końcówek i innych feminatywów, które zresztą pojawiły się i w komentarzach tutaj. Włączam się z powodu dwóch postów na blogach. Pierwszy to  post na blogu prof. Napiórkowskiego, semiotyka śledzącego mity współczesne. Napiórkowski nie tylko się wypowiada na temat feminatywów, on mówi, że to problem dużo  praktyczniejszy niż abstrakcyjne rozważania na temat języka. I wcale nie jest takie oczywiste, że mamy znacznie ważniejsze problemy.

Przykład semiotyka dotyczy zakładanej perspektywy męskiej w badaniach nad bezpieczeństwem samochodów. Samochody, relacjonuje Napiórkowski, są bezpieczne. Ale dla mężczyzn, bo manekiny oparte są na wzorcu ciała męskiego. Z tego argumentu, który zresztą mnie przekonuje,  Napiórkowski wywodzi, że warto stosować żeńskie końcówki, nawet jeśli nas dzisiaj rażą. Warto walczyć o nowy język, bo to czasem sprawa życia i śmierci.

Jednak odpowiada na ten argument prof. Galasiński. Tak, mówi lingwista, oczywiście, że można mówić o domyślnej męskiej perspektywie, tyle że te końcówki niewiele zmienią. Ba, same kobiety ich nie chcą. O ile rozumiem argumentację, to można by ją zastosować do znanego 'dowcipu’ o sytuacji kobiet. Po tym, gdy kobieta mówi coś ważnego, dziekan mówi: dziękuję, czy mógłby teraz jakiś mężczyzna powiedzieć to, co powiedziała pani profesor? Galasiński mówi, że zmiana 'profesor’ na 'profesorka’ jest nieistotna. Ważniejsze jest to, żeby nie było przyzwolenia na takie sytuacje.

Nie znam się, nie będę stawał po żadnej stronie. Cytuję oba blogi z kilku powodów. Po pierwsze, pomyślałem sobie, że warto się odnieść do problemu  chyba dużo ważniejszego społecznie niżby się wydawało. Po drugie, podoba mi się polemika jednego profesora z drugim, bez zacietrzewienia, kulturalnie, bez chrzanienia o kompromitacji (tu puszczam oko w kierunku oczywistym). Chętnie zresztą zobaczyłbym odpowiedź Napiórkowskiego. Po trzecie, ja sam uważam, że może czas nazwać nasze koleżanki np. tytankami nauki. Co prawda 'tytanka’  kojarzy mi się z Tańczącym z wilkami, w którym bizon był nazwany w lokalnym języku 'tatanka’,  ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Po czwarte wreszcie, wkurza mnie ciągłe dezawuowanie ludzi, którzy zajmują się dżenderem.

No to się włączyłem. Uprasza się o niewrzeszczenie w komentarzach.