Umiar

Zatoczyło się koło. Gdy zaczynałem pisać ten blog, parę razy wspomniałem o roli mentor i o tym, że ja nigdy nie miałem mistrza i że brakowało mi osoby, która pomaga wejść w życie akademickie. Fajnie mieć mistrza, pisałem 2 lata temu. A pod poprzednim wpisem pojawiły się komentarze właśnie na temat mistrza. Jego pomoc to czasem komentarze, czasem rada, a czasem 'wsparcie’.

 

No i zadałem sobie pytanie, czy osoba taka, jak profesor, o którym napisałem poprzednio, może być takim mistrzem, czy też jest pasożytem, krętaczem, ułudą w oczach latwowiernych. A zatem czy mistrzem może być osoba bez znaczącego dorobku? Odpowiedź z kolei jest dla mnie oczywista, tak, oczywiście, że taka osoba może być mistrzem. Nie uważam, że brak dorobku automatycznie dyskwalifikuje profesora z mentorstwa. Co więcej, powiedziałbym, że duży dorobek badawczy wcale nie oznacza, że tak badacz może, chce i potrafi być mentorem. Bez wątpienia taki dorobek pomaga, ułatwia, a przed wszystkim uwiarygodnia mentora, jednak niczego nie gwarantuje.

 

Nie chciałbym, żeby mój wpis zabrzmiał jak pochwała nieróbstwa i profesury bezdorobkowej. Chciałbym jednak, właśnie ze względu na profesora z poprzedniego wpisu, zachować umiar w potępianiu i odrzucaniu. Na koniec dodam, że najciekawsze pytanie w mojej karierze naukowej zadał mi profesor bez większego dorobku międzynarodowego.  Jednak to słowa tego profesora zmieniły sposób, w jaki patrzyłem na całość subdyscypliny.