Zaczęły się schody

Siedzę od jakiejś chwili i nie wiem za bardzo jak to napisać. To wszystko, co się działo, jednak się działo. Jest negatywna recenzja. Ba, bardzo negatywna, powiedziałbym nawet, że napisana z  zajadłością. Ta recenzja to taki frontalny odpór, chyba jednak zaskakujący. Recenzent pokazuje, że jemu wręcz osobiście zależy, żebym nie dostał stopnia. Więcej nie mogę napisać. Choć chciałbym, oj chciałbym.

 

W jakimś stopniu jest zabawnie. Recenzji nie da się sensownie połączyć. Po prostu nie da się. Recenzje pozytywne są na tyle pozytywne, a negatywna na tyle negatywna, że nie ma platformy porozumienia między recenzentami. Jak oni ustalą wspólne stanowisko, nie wiem. Między nimi nie ma wspólnego stanowiska. Skończy się pewnie na tym, kto jest ważniejszy.

 

Skomplikowało się. Kilkukrotnie pisałem o takich sytuacjach. Nigdy jednak nie pisałem o nich z punktu widzenia habilitanta. A to jest naprawdę dziwne uczucie. Bo tak, jakby nagle ktoś zza węgła wyskoczył i strzelił między oczy. Choć w pewnym stopniu jak już widziałem, że światła na ulicy coraz ciemniejsze, a okolica niepewna. Zacząłem się bać. Ale poza strachem jest niesmak. Ja akceptuję prawo recenzenta do jego opinii na temat mojego dorobku (nawet jeśli są niespójne do pewnego stopnia). No trudno, myśli źle. To, czego nie akceptuję, to właśnie zajadłości. Ona budzi we mnie niesmak. 

 

Jeszcze bym coś napisał, ale mi się kłębią myśli. Trzeba się brać do uczenia. I to jest naprawdę zabawne.