Profesor Śliwerski w najnowszym wpisie pisze:
Nadal jednak proces i przyzwolenie na zabieganie o awans naukowy jest jednokierunkowy: z innych nauk społecznych czy humanistycznych do pedagogiki. Jakoś nigdy na odwrót. Nie przypominam sobie, żeby doktor pedagogiki został doktorem habilitowanym psychologii, socjologii czy filozofii. Może czytelnicy podadzą taki przykład.
Potem następuje dłuższy wywód, którego nie doczytałem do końca, bo niebezpiecznie przesuwał się ku science-fiction. Ale jako czytelnik bloga Profesora, chcę powiedzieć, że przykładów, o które prosi, nie ma, a jeśli są, to ze święcą ich szukać. Dlaczego? Ano dlatego, że poziom habilitacji w pedagogice jest często (choć z pewnością nie zawsze) żenująco niski. I ci nowi adepci pedagogiki nie idą do niej, bo przyciąga ich światłość intelektualna profesorów pedagogiki, ale dlatgo, że w pedagogice łatwiej się habilitować.
Jakiś czas temu pisałem zresztą o uwalonej habilitacji psychologa, który usiłował się habilitować z pedagogiki. Sądząc po dorobku, psycholog nie miał szans na habilitację z psychologii, z kolei bez trudności lokowałby się w czołówce habilitacji z pedagogiki. Habilitację uwalono, bo było boleśnie oczywiste, że psycholog ma bardzo niewiele wspólnego z pedagogiką.
I zastanawiam się tylko, czy Pan Profesor tak na poważnie o tych autonomicznych dyscyplinach, czy może to zaklinanie rzeczywistości, by nie dopuścić myśli, że do pedagogiki idą najsłabsi.