Mój blog stał się kontrowersyjny. Nestety! Kiedy zaczynałem go pisać, chciałem jedynie zapisywać proces i moje doświadczenia. Mówiąc zupełnie szczerze, nie sądziłem, że znajdzie się więcej niż kikla osób tygodniowo, którzy przez przypadek zaglądną doń. Jestem zaskoczony i, rzecz jasna, zachwycony zainteresowaniem i serdecznie za nie dziękuję! Siłą rzeczy, to zainteresowanie nie może być jedynie pozytywne. No i znów mi się oberwało. Oczywiście, nie skomentuję zarzutów, że piszę bzdury, że obrażam, żem ohydny. Każdy sobie może wyrobić zdanie.
Chciałbym jednak skomentować jeden z argumentów przeciwko temu, co piszę. Idzie mi o to, iż jakoby chciałbym ujednolicenia kryteriów habilitacyjnych między dyscyplinami. Są tu dwie kwestie, wydaje mi się.
Pierwsza kwestia to rzeczywiste różnice między dyscyplinami. Humaniści piszą książki, ściślaki nie, porówania bibliometryczne nie mają sensu. Tego typu ujednolicenie nie tylko nie ma sensu, ale jest też niemożliwe do osiągnięcia.I to są sprawy oczywiste i wydaje się, że nikt, kto ma odrobinę rozsądku nie chce porównywać bibliometyrcznie dyscpylin i ludzi w nich siedzących.
Druga kwestia to to, że do tej pory nie mówiłem nic o ujednolicaniu. Mówiłem o różnych poprzeczkach dla kandydatów w różnych dyscyplinach. Powtórzę: jeśli fizyk musi publikować na świecie, a zatem wchodzić w konkurencję ze światem (realistycznie: z tysiącami innych fizyków), a historyk ma aspirować (i jedynie aspirować) do konkurencji z historykami z innych województw (może i ich będzie kilka setek na działkę), to ja to widzę jako pewien problem. I dobrze sobie uświadomić skalę róznicy, ot tak prawdziwych liczbach. Na oko, fizyk konkuruje z kilkoma tysiącami innych fizyków; polski historyk czy polonista konkuruje, powiedzmy, z kilkoma setkami innych badaczy. Jasne, można to niuanosować choćby niszowościa niektórych specjlaności, jednak tych presji nie da się porównać! I ten pierwszy nie ma opcji publikowania w powiecie!
Co więcej, to problem, którego nie da się rozwiązać jedynie stwierdzeniem o rożnicach międzydyscyplinarnych. A właściwie różnicach między częścią humanistyki a resztą nauki. Przy okazji odrzucam pojawiające się 'argumenty’ o tym, że polscy socjolodzy, antropolodzy czy politolodzy nie mogą publikować, bo nikogo Polska nie interesuje. Przykład potencjalnej uniwersalności chociażby socjologii czy antropologii medycyny jest tak oczywisty, że nie warto dalej gadać. I powtórzę: ja mam problem z tym, że habilitanci z różnych dziedzin naukowych traktowani są diametralnie inaczej. Czy jest proste rozwiązanie? Nie ma. Czy należy go szukać? Tak. Krzyki o dyskryminacji (vide wpis o RPO), pomieszane z argumentem, że najlepiej recenzować po towarzysku (do tego się bowiem sprowadzają recenzje we własnym środowisku), są dla mnie nie do przyjęcia.
Czy jest rozwiązanie? No wg mnie można by potraktować poważnie ustawę, która mówi o znacznym wkładzie w dyscyplinę. Ja mam bowiem duże trudności z akceptacją, że historyk czy lingwista publikujący 'w powiecie’ czy 'na internecie’ mają wkład w cokolwiek poza, ale tylko w tym pierwszym wypadku, zarobkami redakcji technicznej czasopisma. Warto też zwrócić uwagę na to, że są w Polsce pisma humanistyczne, które są na tzw. Liście Filadelfijskiej, tej szerszej, co prawda, ale są.