Źródło jasności naukowej

Parę razy w dyskusjach tutaj podnoszony jest problem tego, że ocena recenzentów habilitacyjnych  nie 'liczy się’ bardziej niż ocena innych recenzentów. Klinicznym przykładem takiej recenzji jest ta tutaj: http://www.ck.gov.pl/images/PDF/Awanse/PosadzkiPawel/zal3.PDF. Recenzent odrzuca dorobek habilitanta, bo po prostu wie lepiej. Oto cytat:

 

Interesowałem sie tymi kwestiami […] 30 lat temu. Stan wiedzy, jaki pamiętam z tamtego okresu mniej więcej odpowiada temu, co Kandydat przedstawia jako wynik osiągnięć badawczych ostatnich lat. Sądzę, że w większości są to kolejne potwierdzenia rzeczy znanych już wcześniej….

 

Jest to dla mnie passus niezwykły. Recenzent nie dość, że opiera się na tym 'co pamięta’ (jako psycholog powinien wiedzieć, że pamięć ma do siebie to, że bywa zawodna), co więcej, uznaje, że te wszystkie 'wysokoimpaktowe’ pisma po prostu się nie znają. I tak sobie publikują starocie, na których dopiero polski recenzent habilitacyjny poznał się i ocenił ich prawdziwą wartość.

 

Zwracam na to uwagę, bo myślę, że takie recenzje są wyjątkowo przeciwużyteczne. Pokazują polską habilitację jako cud nauki światowej, gdzie można zaczerpnąć z źródła tej najprawdziwszej prawdy. Zaiste ona tam nie jest! Co więcej, to recenzja, w której polski profesor mówi: ja wiem lepiej i basta. Co prawda interesowałem się tym 30 lat temu (to  dość kuriozalny, trzeba przyznać, wybór recenzenta), ale i tak wiem lepiej.